Powered By Blogger

sobota, 8 listopada 2014

Sztokholm w dwa dni, czyli tanie linie działają!



Zaledwie 3 dni po naszym ukraińskim „stopie” siedzieliśmy w samolocie z Pyrzowic do Sztokholmu Skavsta. Bilet w dwie strony, kupiony 4 miesiące wcześniej wyniósł od głowy 80 zł. Żal było nie skorzystać.
Pomijam fakt, że na lotnisku zameldowaliśmy się na dwie minuty przed zamknięciem bramek, ale nic!



Lot całkowicie w ciemno: bez rozeznania topografii terenu, bez rezerwacji, bez znajomości najważniejszych punktów Sztokholmu. W bagażu podręcznym namiot – ten sam, który również trzy dni wcześniej został rozbity na jednej spod przemyskich łąk. Na szczęście podczas odprawy nie został potraktowany jako narzędzie niebezpieczne. Mogliśmy odetchnąć z ulgą – znaczyło to, iż mamy gdzie spać. 


W samolocie jednak, krótka rozmowa ze Szwedkami, uświadomiła nam, że spanie w namiocie w Sztokholmie jest niedozwolone. Już teraz możemy Wam powiedzieć, że mit jest obalony!
Analizując mapę Sztokholmu i tamtejszą bazę noclegową uznaliśmy, że na pewno coś się znajdzie. W najgorszym wypadku pozostaje park i namiot. Choć w zasadzie dlaczego „w najgorszym”? Spanie w namiocie ma wiele plusów, jedyna wada, iż sierpniowe noce stają się coraz chłodniejsze…


Po wylądowaniu szybko opuściliśmy lotnisko i jeszcze na parkingu próbowaliśmy złapać „okazję” niesieni doświadczeniami z przed kilku dni. Po dwóch minutach siedzieliśmy już wygodnie w samochodzie naszych rodaków wiezieni wprost do centrum Sztokholmu. Szwecja – skały przeplatające się z zielenią drzew, droga płaska jak stół i jazda, która przyprawia o senność. 


Ograniczenia są ograniczeniami i nikt nie próbuje nawet przekroczyć prędkości zapisanej na znakach. Po godzinie drogi jesteśmy na miejscu. Pod centrum miasta biegnie autostrada, 3 pasy w jedną stronę, do tego zjazdy, robi to wrażenie. Rozmowa z kierowcą rzuciła nam pewien zarys na szwedzkie realia i ograniczenia, z których najważniejszym dla nas był zakaz rozbijania namiotów w miejscach publicznych, w tym parkach.


 Zostaliśmy podrzuceni na dworzec główny, dalej zdani sami na siebie. Uzbrajając się w darmowe mapki ruszyliśmy w poszukiwaniu hosteli. Pierwszy – brak miejsc. Drugi brak miejsc, w trzecim i czwartym było podobnie, a na piąty i następny już nie starczyło nam czasu.

 Jeszcze gdy słońce było nad horyzontem, stwierdziliśmy, że lepiej będzie znaleźć bezpieczne i dobrze zakamuflowane miejsce w parku, niemalże w centrum miasta. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku namiot był rozbity, a my gotowi do pierwszej, chłodnej nocy. Miejsce w parku, pośród drzew, blisko do centrum, więcej nie było potrzeba. Nazajutrz z samego rana ruszyliśmy zwiedzać miasto. Jako, że Szwecja znana jest ze swej praworządności, postanowiliśmy nie składać namiotu, by wieczorem spokojnie do niego wrócić. Nie mieliśmy żadnych cennych rzeczy ze sobą, także nie było nic do stracenia. Po za tym byliśmy bardzo ciekawi rezultatu – czy zastaniemy namiot w takim samym stanie w jakim go zostawiliśmy. 


Sztokholm, miasto 14 wysp i 52 mostów. Urokliwe, choć ceny zabijają. Może i lepiej, że spaliśmy w namiocie… Nawet najtańsza pizza, to dla nas wydatek ok. 80 zł. Jako, że głównym środkiem transportu były nasze nogi, pole manewru zamykało się w promieniu 8 – 10 kilometrów.


Droga wiodła wzdłuż najpopularniejszych zabytków, siedziby rodziny królewskiej, parlamentu, aż na rynek. Sztokholm zachwycał czystością. Z mostów można podziwiać łódki i jachty, które tak wiążą się z tym miastem jak rowery z Amsterdamem. A propos rowerów, w Sztokholmie też ich jest mnóstwo, co idzie w parze ze świadomością ekologiczną i dbałością o środowisko. Nawet idąc do sklepu, można wymienić plastikowe butelki na pieniądze, albo dostać zniżkę na zakupy. I to nie małą.


Drugą noc zapamiętamy głównie z kąpieli w zimnych wodach (Bałtyku??) tuz przy wyspie Langholmen, gdzie znajdowała się nasza siedziba. W zasadzie trudno wyczuć, czy jest jeszcze to Bałtyk, czy po prostu wody śródlądowe, ale chyba na tym etapie to mało istotne. Rano obudziły nas odgłosy kroków, a w zasadzie odgłosy biegu, docierające z pobliskiej ścieżki. Był to znak, że pora wstawać i wracać do domu.


Pamiętam do dziś głód, jaki towarzyszył mi w drodze z lotniska Pyrzowice do Częstochowy. Przystanek w jednej z karczm był obowiązkowy, a obiad za 15 zł, w porównaniu do cen szwedzkich, to prawie darmo.
Sprawdzajcie tanie loty, śledźcie ogłoszenia. Każdy wyjazd, nawet jedno-, dwu- czy trzydniowy może okazać się niezapomnianą przygodą. Go ahead!

2 komentarze:

  1. Dla mnie Sztokhlom (i Szwecja w ogóle) jest narazie ogromną tajemnicą i zagadką, bo bardzo dużo o nim słyszę, kucham ich kuchnię, ale jeszcze tam nie byłam (póki co mam kupione bilety na koniec grudnia do Sztokholmu, a stamtąd do Narviku i dalej, do Tromso). Każde zdjęcie i opowieści dają mi jakiś obraz, ale trochę trudno mi wyobrazić sobie, jak tam rzeczywiście jest, jaki to klimat i czym tak naprawdę zachwyca (bądź nie) miasto. Co do tanich lotów, też kupiłam za ok. 119 zł, ale nawet można kupić taniej, bo za ok. 50 zł (latając z Krakowa). Pozdrawiam ciepło :-)
    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziesz się dobrze bawić, do pewne! A tak szczerze mówiąc: można obejrzeć wiele zdjęć, katalogów, czy filmików, ale dopiero przebywanie na miejscu, najlepiej wśród innych ludzi, pozwala na zdobycie pełniejszego obrazu o danym miejscu, kraju czy narodzie. Świetnie jeżeli możemy zostać gdzieś dłużej, no ale wiadomo, nie zawsze się da...
      Dziękujemy za pierwszy komentarz! I do zobaczenia w drodze!
      Goahead!

      Usuń