Powered By Blogger

niedziela, 26 października 2014

Autostop, czyli weekend za 8 zł



Brak perspektyw na weekend? Brak kasy? Sobota i niedziela, z którymi nie wiadomo co począć? Rozwiązaliśmy to tak:  kilka alternatyw – pociąg, samochód, autostop? Wybór kolejny raz pada na Ukrainę. W zasadzie przejście graniczne. Nie chcieliśmy jechać w głąb kraju, nie było na to czasu i pieniędzy, ale krótka podróż, dla samej pieczątki w paszporcie i przygody, czemu nie? W sobotni poranek czekaliśmy już spakowani na drodze krajowej nr 1 naprzeciw częstochowskiego Tesco.

W oczekiwaniu na szczęście. Okolice Dąbrowy Górniczej.

Całe zadanie okazało się dość proste. Podróż do granicy, różnymi środkami transportu zajęła nam niecałe 8 godzin. 

Opel Astra – zabiera nas po 30 minutach. Oferta: zawiezie nas do Dąbrowy Górniczej. Pasuje! Kierowca, na oko lekko starszy od nas, sam kiedyś jeździł stopem, także temat do rozmów zrodził się sam. Mimo przeciętnych prędkości w godzinę byliśmy na miejscu, ustawieni tak, że złapanie następnej okazji było kwestią czasu. Staliśmy za skrzyżowaniem z sygnalizacją, w miejscu, gdzie samochody mogły swobodnie się zatrzymać, a my byliśmy widoczni dla potencjalnych dobroczyńców.

u celu... granica.

Ford Mondeo – na którego czekaliśmy jednak zdecydowanie dłużej, niż zakładaliśmy. Czas uciekał, słońce świeciło mocno. Próbowaliśmy szczęścia na zmianę. Po ok. 40 minutach zatrzymał się chłopak, możliwe, że  w naszym wieku, który w 2 godziny zainstalował nas w Krakowie. Zestaw głośnomówiący, słuchawka w uchu, cały czas na telefonie. Nie było szans na rozmowę. Jednak duża moc silnika i dynamiczna jazda umilały podróż. W stolicy Małopolski musieliśmy jednak przemieścić się autobusem, by dostać się do wylotówki na Rzeszów. Szczęśliwe miejsce. Nie zdążyliśmy zdjąć plecaków, gdy już czekał na nas następny transport.

Merceds , kombi,  nasz najdłuższy tego dnia przejazd. Kierowca, to celnik z okolic Przemyśla, stały bywalec na drodze Kraków – Przemyśl. Najciekawsza postać dzisiejszego dnia – skarbnica wiedzy wszelakiej. Sprzęt antyradarowy, praca na granicy, Ukraina , a jak na dziewczyny to tylko do Lwowa – to tylko niektóre z jego opowieści. Prędkości przelotowe zachwycające, aż żal było wychodzić, mimo że razem przejechaliśmy ok. 250km. Na zegarze wybiła już 18 i zaczynało się ściemniać, musieliśmy złapać jeszcze jednego stopa. Kolejny raz nie trwało to zbyt długo.

Cel wizyty? Wizyta w sklepie!
Lublin – rozpadający się, ale jechał. I co ważniejsze, jechał do samej granicy. Darowanemu koniowi… Kierowca, starszy gość ze Śląska jechał odebrać żonę, która z jakiś przyczyn się tam znalazła. Podczas naszej krótkiej drogi, Lublin zdążył się zepsuć. Na szczęście starszy pan znał tę usterkę doskonale i po 10 minutach znów byliśmy w ruchu. Granicę przekroczyliśmy ok. 19.

Na granicy –  wypełnienie formularza. Po co? Gdzie? Na jak długo? Pieczątka w paszport, tak! Cel wykonany. Kilka zdjęć po drugiej stronie, wizyta w magazynie, czyli Ukraińskim sklepie. Standardowe zakupy, kilka butelek wódki i kilka paczek papierosów. Jak się sprzeda, to na tej podróży jeszcze będziemy na plus! W ciągu 20 – 30 minut byliśmy z powrotem w Polsce. Jakież było zdziwienie celników, którzy nie omieszkali zrobić nam drobiazgowej kontroli. Od granicy zaczęliśmy maszerować w stronę przemyśla, mając ciągle nadzieję, że mimo zmroku, uda się złapać ostatnią tego dnia okazję, która choć trochę oddali nas od granicy. 

nasza ukochana Ukraina...!

strategiczne miejsce na Ukrainie (tutejszy kantor).


Opel kadet – czterech chłopaków w środku, tuba rozbrzmiewająca muzyką i kierowca, który chyba tydzień temu odebrał prawo jazdy. Oby je miał! Licznik typu Digital wskazywał po chwili 170 km/h. Przekłamywał? W tle „Manifest” Pono. Słyyyszyyysz?? Modliłem się, gdy zbliżaliśmy się do przejazdu kolejowego. Modliłem się, by nie jechał pociąg, później modliłem się byśmy nie wypadli z drogi, kiedy Kadet, niemal wzniósł się w powietrze wyskakując z przejazdu. Tym razem się udało. Mając miękkie nogi, poszliśmy w pobliskie łąki by rozbić namiot.

widok na panoramę Przemyśla...


jest i nasze obozowisko...

BMW , seria 3, ognista czerwień, miła pani za kierownicą i jej mniej miły pasażer. Spod Przemyśla dostaliśmy się niemal pod Tarnów, przesiąknięci dymem papierosowym, który potęgował ból głowy, spowodowany kacem. Odczuliśmy dużą ulgę będąc znowu na powietrzu. 

Golf II . Niedzielny poranek ma to do siebie, że ruch jest wzmożony, ale samochody są wypełnione rodzinami. Jednak kierowca starego VW Golfa jechał sam i zabrał nas do samych Mysłowic. Stanowiło to niemalże 70% całej drogi. 

udane zakupy :) (tzw "zestaw ukraiński": 0,5l wódy + coca cola + kubeczek plastikowy x 2)

Ford Escort – ostatni pojazd w naszej podróży. Mieliśmy dobre miejsce, tuż za bramkami, gdzie droga S1, krzyżuje się z autostradą nr 4.   Stąd godzina drogi do Częstochowy i szybko znaleźliśmy się w miejscu, z którego wczoraj wyruszyliśmy. Koszt podróży – 8 zł. Tyle kosztował kebab koło częstochowskiego Tesco, bo za bilet autobusowy w Krakowie nie płaciliśmy.

lekcja życia :)

Podróże autostopem mają to do siebie, że każda jest inna. Będąc na studiach, a także po ich ukończeniu zdarzało się nam (i ciągle zdarza!), że zamiast pociągiem czy autobusem stawialiśmy właśnie na ten środek transportu. Katowice, Częstochowa, Łódź – miasta naszych uczelni, oraz nasze miasto rodzinne – przyjemnie się złożyło, że leżą wzdłuż tej samej trasy, Drogi Nr 1, czy jak kto woli Gierkówki, jednej z najbardziej uczęszczanych dróg w Polsce. Dzięki temu, nierzadko, kwestia złapania „okazji” to kwestia kilku minut. 

w drodze powrotnej.

Co świadczy o magii podróży „na stopa”? Każdy kierowca to osobna historia. Tirowcy, przedstawiciele handlowi, rozwodnicy, celnicy, księża, przedsiębiorcy - osobne historie, osobne życia. A skoro poświęcili czas, aby się zatrzymać, znaczy że albo sami kiedyś podróżowali w ten sposób, albo, że chcą sobie umilić czas rozmową, posłuchać, zwierzyć się, bo obcemu niekiedy łatwiej. 

Kiedy więc brak jest pomysłu na podróż, fundusze są ograniczone, albo nie starcza czasu, czemu nie wyjść na pobliską drogę i spróbować coś złapać? Kto wie, może podróż okaże się kolejną udaną przygodą.
AK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz