Powered By Blogger

środa, 15 października 2014

Naddniestrze, Mołdawia i Rumunia, czyli ciąg dalszy



Nie wyglądało to dobrze...

Granica Ukraińsko – Mołdawska w Kuhurchan wydała nam się podejrzana, kiedy czas oczekiwania na naszą kolej do odprawy przekroczył dwie godziny, a przed nami nie było już ani jednego samochodu.  Panowie w mundurach z emblematami, których nie potrafiliśmy zidentyfikować nie byli nastawieni przyjaźnie. Bez zbędnego owijania w bawełnę, zaproponowali układ: albo płacimy i możemy jechać, albo nie płacimy i wracamy się przez Odessę do następnego przejścia granicznego, „jedyne” 300km. Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, nie zdawał sobie nawet sprawy, że korumpując owych urzędników wjeżdżamy do Naddniestrza…  – i tutaj odsyła się bardziej zainteresowanych do źródeł internetowych. 
Naddniestrze na mapie; www.sadistic.pl

 Owe ustrojstwo, jest niezależną republiką, której autonomię w zasadzie uznaje tylko Abchazja i Osetia Południowa. Zwolennicy innej teorii nazywają Naddniestrze składem rosyjskiej broni, ostatnią ostoją komunizmu… państwo w państwie, leżące na pasie szerokim na 15 – 20 km, długim na około 200, ze stolicą w Tyraspolu. Duże wrażenie wywarły na nas grupy wojskowych stojących na ulicy z Kałasznikowami pod pachą, czujnie obserwujących każdy nasz ruch. Naddniestrze zdecydowanie nie wpisało się w kanon naszych ulubionych państw – co więcej, mieliśmy dziwne odczucia, że powinniśmy opuścić to miejsce jak najszybciej…Przy wyjeździe również szczegółowa kontrola, wiele pytań: kto? Po co? Dlaczego? Konfiskata paszportów i uczucie niemocy wobec siły wyższej. Na szczęście 20 amerykańskich dolarów od każdego miało na tyle siły, by unieść szlaban blokujący nam przejazd.
 
Mołdawia. Prężymy muskuły.

Krótki wywiad dla lokalnej telewizji

Wjeżdżając do Mołdawii nie odczuliśmy dużej różnicy. Może z wyjątkiem tej, że na ulicach nie stali uzbrojeni żołnierze. Podobnie jak na Ukrainie, drogi słabej jakości, ruch niewielki, czas jakby płynął tu wolniej. Nawet stolica - Kiszyniów była nacechowana wszystkimi przymiotnikami, które leżą na drugim krańcu od przymiotnika piękny. Zaniedbana, porzucona, nijaka.
Milicja. Kiszyniów.

 W centrum budynek Parlamentu, Pomnik Stefana, kilka samochodów Milicji, biedni, zwyczajni, ale uśmiechnięci ludzie, jakby już pogodzeni ze swoim losem. Klimat miasta nie chciał w żadnym stopniu nas zatrzymać. 
W drodze

Zieleń Rumunii

Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się w stronę Rumunii. Szczęściem dla nas Mołdawia to mały kraj, na mapie długi, lecz wąski. Nie zajęło nam wiele czasu przemierzenie jej wszerz i już wieczorem dotarliśmy do granicy. Do Rumunii jako państwa członkowskiego UE wjechać było już bardzo prosto; całkowicie inne wrażenia niż te z Naddniestrza.
 
Na granicy

Rumunia. Kraj mieszanych uczuć, sprzecznych emocji, wielu plusów jak i minusów. Kolejny raz wspaniała przyroda – zieleń, dzikość lasów, skały, Karpaty, przełęcze zapierające dech i co ciekawe bardzo dobra jakość dróg, a przynajmniej te odcinki, które zdołaliśmy tam przejechać. Nie mogliśmy powiedzieć złego słowa na stan tamtejszych nawierzchni. 
Szarość życia?
 
Ważne by nie brakowało uśmiechu


Z drugiej strony bieda, rozsypujące się domostwa i płoty, dzieci biegające samopas po ulicach i skwerach miast i miasteczek. Częstym środkiem transportu był tu wóz zaprzęgnięty w konia, a na ulicach należało uważać nierzadko na stado krów, wracające wieczorową porą z pastwiska. Ktoś w tym miejscu może zapytać: „ a co z legendarną rumuńską Dacią?”. Już odpowiadamy. Choć pojazd ten w Polsce lata świetności ma już za sobą, w Rumunii czuje się świetnie. Widoczna na niemal każdym kroku, jest znakiem rozpoznawczym, ciągle słusznie kojarzonym z krajem Karpat. 
Nie wiemy czy mieli prawo jazdy...

Sighisoara – miejsce w którym urodził się słynny Drakula może się podobać. Średniowieczne miasteczko, kilka ciekawych zabytków: cmentarz ewangelicki, schody, tablica pamiątkowa, która przypomina zbłąkanemu przechodniowi, że jest we właściwym miejscu, tak, to tutaj urodził się najsłynniejszy rumuński hrabia czy jak kto woli najsłynniejszy wampir.

Tutaj urodził się Vlad Dracul Drakula

Rynek, Sigihsoara

... w fazie remontu.
Noce stawały się chłodniejsze, zwłaszcza te w rumuńskich górach, a my stawaliśmy się coraz bardziej zmęczeni, rozdrażnieni. Pierwsza podróż, pozwoliła nam jednak ‘dotrzeć się’, poznać wady i zalety, silniejsze i słabsze strony. Przyszłość pokaże, że krymska wyprawa z 2008 roku, miała znaczeniu kluczowe i tak naprawdę do ona rozbudziła w nas fascynacje podróżowaniem i zwiedzaniem. 
Obóz nie obfitował w luksusy... Niskie temperatury i zmęczenie nie ułatwiały zaśnięcia.

Przywitaliśmy w między czasie wrzesień i nadszedł czas by wracać do domu. Po drodze, ale już bez noclegów, minęliśmy węgierski Tokaj, następnie przez Koszysce, Żylinę i Bielsko – Białą do domu. 

Jak się nie ma co się lubi...

Pamiętam, dziwnie było się położyć we własnym łóżku, we własnym domu. Wspomnienia, jeszcze ciągle tak bardzo żywe wypełniały nasze myśli. Wczoraj jeszcze tak daleko, dziś znowu u siebie w domach. Jednak byliśmy zupełnie innymi ludźmi niż dwa tygodnie temu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz