Zaledwie 3 dni po naszym
ukraińskim „stopie” siedzieliśmy w samolocie z Pyrzowic do Sztokholmu Skavsta.
Bilet w dwie strony, kupiony 4 miesiące wcześniej wyniósł od głowy 80 zł. Żal
było nie skorzystać.
Pomijam fakt, że na lotnisku
zameldowaliśmy się na dwie minuty przed zamknięciem bramek, ale nic!
Lot całkowicie w ciemno: bez
rozeznania topografii terenu, bez rezerwacji, bez znajomości najważniejszych
punktów Sztokholmu. W bagażu podręcznym namiot – ten sam, który również trzy
dni wcześniej został rozbity na jednej spod przemyskich łąk. Na szczęście
podczas odprawy nie został potraktowany jako narzędzie niebezpieczne. Mogliśmy
odetchnąć z ulgą – znaczyło to, iż mamy gdzie spać.
W samolocie jednak, krótka
rozmowa ze Szwedkami, uświadomiła nam, że spanie w namiocie w Sztokholmie jest
niedozwolone. Już teraz możemy Wam powiedzieć, że mit jest obalony!
Analizując mapę Sztokholmu i
tamtejszą bazę noclegową uznaliśmy, że na pewno coś się znajdzie. W najgorszym
wypadku pozostaje park i namiot. Choć w zasadzie dlaczego „w najgorszym”?
Spanie w namiocie ma wiele plusów, jedyna wada, iż sierpniowe noce stają się
coraz chłodniejsze…
Po wylądowaniu szybko opuściliśmy
lotnisko i jeszcze na parkingu próbowaliśmy złapać „okazję” niesieni
doświadczeniami z przed kilku dni. Po dwóch minutach siedzieliśmy już wygodnie
w samochodzie naszych rodaków wiezieni wprost do centrum Sztokholmu. Szwecja –
skały przeplatające się z zielenią drzew, droga płaska jak stół i jazda, która przyprawia
o senność.
Ograniczenia są ograniczeniami i
nikt nie próbuje nawet przekroczyć prędkości zapisanej na znakach. Po godzinie
drogi jesteśmy na miejscu. Pod centrum miasta biegnie autostrada, 3 pasy w
jedną stronę, do tego zjazdy, robi to wrażenie. Rozmowa z kierowcą rzuciła nam
pewien zarys na szwedzkie realia i ograniczenia, z których najważniejszym dla
nas był zakaz rozbijania namiotów w miejscach publicznych, w tym parkach.
Zostaliśmy podrzuceni na dworzec główny, dalej zdani sami na siebie. Uzbrajając
się w darmowe mapki ruszyliśmy w poszukiwaniu hosteli. Pierwszy – brak miejsc.
Drugi brak miejsc, w trzecim i czwartym było podobnie, a na piąty i następny
już nie starczyło nam czasu.
Jeszcze gdy słońce było nad horyzontem,
stwierdziliśmy, że lepiej będzie znaleźć bezpieczne i dobrze zakamuflowane
miejsce w parku, niemalże w centrum miasta. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku
namiot był rozbity, a my gotowi do pierwszej, chłodnej nocy. Miejsce w parku,
pośród drzew, blisko do centrum, więcej nie było potrzeba. Nazajutrz z samego
rana ruszyliśmy zwiedzać miasto. Jako, że Szwecja znana jest ze swej
praworządności, postanowiliśmy nie składać namiotu, by wieczorem spokojnie do
niego wrócić. Nie mieliśmy żadnych cennych rzeczy ze sobą, także nie było nic
do stracenia. Po za tym byliśmy bardzo ciekawi rezultatu – czy zastaniemy
namiot w takim samym stanie w jakim go zostawiliśmy.
Sztokholm, miasto 14 wysp i 52
mostów. Urokliwe, choć ceny zabijają. Może i lepiej, że spaliśmy w namiocie…
Nawet najtańsza pizza, to dla nas wydatek ok. 80 zł. Jako, że głównym środkiem
transportu były nasze nogi, pole manewru zamykało się w promieniu 8 – 10
kilometrów.
Droga wiodła wzdłuż
najpopularniejszych zabytków, siedziby rodziny królewskiej, parlamentu, aż na
rynek. Sztokholm zachwycał czystością. Z mostów można podziwiać łódki i jachty,
które tak wiążą się z tym miastem jak rowery z Amsterdamem. A propos rowerów, w
Sztokholmie też ich jest mnóstwo, co idzie w parze ze świadomością ekologiczną
i dbałością o środowisko. Nawet idąc do sklepu, można wymienić plastikowe
butelki na pieniądze, albo dostać zniżkę na zakupy. I to nie małą.
Drugą noc zapamiętamy głównie z
kąpieli w zimnych wodach (Bałtyku??) tuz przy wyspie Langholmen, gdzie
znajdowała się nasza siedziba. W zasadzie trudno wyczuć, czy jest jeszcze to
Bałtyk, czy po prostu wody śródlądowe, ale chyba na tym etapie to mało istotne.
Rano obudziły nas odgłosy kroków, a w zasadzie odgłosy biegu, docierające z
pobliskiej ścieżki. Był to znak, że pora wstawać i wracać do domu.
Pamiętam do dziś głód, jaki
towarzyszył mi w drodze z lotniska Pyrzowice do Częstochowy. Przystanek w
jednej z karczm był obowiązkowy, a obiad za 15 zł, w porównaniu do cen
szwedzkich, to prawie darmo.
Sprawdzajcie tanie loty, śledźcie
ogłoszenia. Każdy wyjazd, nawet jedno-, dwu- czy trzydniowy może okazać się
niezapomnianą przygodą. Go ahead!
Dla mnie Sztokhlom (i Szwecja w ogóle) jest narazie ogromną tajemnicą i zagadką, bo bardzo dużo o nim słyszę, kucham ich kuchnię, ale jeszcze tam nie byłam (póki co mam kupione bilety na koniec grudnia do Sztokholmu, a stamtąd do Narviku i dalej, do Tromso). Każde zdjęcie i opowieści dają mi jakiś obraz, ale trochę trudno mi wyobrazić sobie, jak tam rzeczywiście jest, jaki to klimat i czym tak naprawdę zachwyca (bądź nie) miasto. Co do tanich lotów, też kupiłam za ok. 119 zł, ale nawet można kupić taniej, bo za ok. 50 zł (latając z Krakowa). Pozdrawiam ciepło :-)
OdpowiedzUsuńBeata
Będziesz się dobrze bawić, do pewne! A tak szczerze mówiąc: można obejrzeć wiele zdjęć, katalogów, czy filmików, ale dopiero przebywanie na miejscu, najlepiej wśród innych ludzi, pozwala na zdobycie pełniejszego obrazu o danym miejscu, kraju czy narodzie. Świetnie jeżeli możemy zostać gdzieś dłużej, no ale wiadomo, nie zawsze się da...
UsuńDziękujemy za pierwszy komentarz! I do zobaczenia w drodze!
Goahead!