Brak
perspektyw na weekend? Brak kasy? Sobota i niedziela, z którymi nie wiadomo co
począć? Rozwiązaliśmy to tak: kilka
alternatyw – pociąg, samochód, autostop? Wybór kolejny raz pada na Ukrainę. W
zasadzie przejście graniczne. Nie chcieliśmy jechać w głąb kraju, nie było na
to czasu i pieniędzy, ale krótka podróż, dla samej pieczątki w paszporcie i
przygody, czemu nie? W sobotni poranek czekaliśmy już spakowani na drodze
krajowej nr 1 naprzeciw częstochowskiego Tesco.
Całe
zadanie okazało się dość proste. Podróż do granicy, różnymi środkami transportu
zajęła nam niecałe 8 godzin.
Opel Astra – zabiera nas po 30
minutach. Oferta: zawiezie nas do Dąbrowy Górniczej. Pasuje! Kierowca, na oko
lekko starszy od nas, sam kiedyś jeździł stopem, także temat do rozmów zrodził
się sam. Mimo przeciętnych prędkości w godzinę byliśmy na miejscu, ustawieni
tak, że złapanie następnej okazji było kwestią czasu. Staliśmy za skrzyżowaniem
z sygnalizacją, w miejscu, gdzie samochody mogły swobodnie się zatrzymać, a my
byliśmy widoczni dla potencjalnych dobroczyńców.
Ford Mondeo – na którego czekaliśmy
jednak zdecydowanie dłużej, niż zakładaliśmy. Czas uciekał, słońce świeciło
mocno. Próbowaliśmy szczęścia na zmianę. Po ok. 40 minutach zatrzymał się
chłopak, możliwe, że w naszym wieku,
który w 2 godziny zainstalował nas w Krakowie. Zestaw głośnomówiący, słuchawka
w uchu, cały czas na telefonie. Nie było szans na rozmowę. Jednak duża moc
silnika i dynamiczna jazda umilały podróż. W stolicy Małopolski musieliśmy
jednak przemieścić się autobusem, by dostać się do wylotówki na Rzeszów.
Szczęśliwe miejsce. Nie zdążyliśmy zdjąć plecaków, gdy już czekał na nas
następny transport.
Merceds , kombi, nasz najdłuższy tego dnia przejazd. Kierowca,
to celnik z okolic Przemyśla, stały bywalec na drodze Kraków – Przemyśl.
Najciekawsza postać dzisiejszego dnia – skarbnica wiedzy wszelakiej. Sprzęt
antyradarowy, praca na granicy, Ukraina , a jak na dziewczyny to tylko do Lwowa
– to tylko niektóre z jego opowieści. Prędkości przelotowe zachwycające, aż żal
było wychodzić, mimo że razem przejechaliśmy ok. 250km. Na zegarze wybiła już
18 i zaczynało się ściemniać, musieliśmy złapać jeszcze jednego stopa. Kolejny
raz nie trwało to zbyt długo.
Cel wizyty? Wizyta w sklepie! |
Lublin – rozpadający się, ale jechał. I
co ważniejsze, jechał do samej granicy. Darowanemu koniowi… Kierowca, starszy
gość ze Śląska jechał odebrać żonę, która z jakiś przyczyn się tam znalazła.
Podczas naszej krótkiej drogi, Lublin zdążył się zepsuć. Na szczęście starszy
pan znał tę usterkę doskonale i po 10 minutach znów byliśmy w ruchu. Granicę
przekroczyliśmy ok. 19.
Na granicy – wypełnienie formularza. Po co? Gdzie? Na jak
długo? Pieczątka w paszport, tak! Cel wykonany. Kilka zdjęć po drugiej stronie,
wizyta w magazynie, czyli Ukraińskim
sklepie. Standardowe zakupy, kilka butelek wódki i kilka paczek papierosów. Jak
się sprzeda, to na tej podróży jeszcze będziemy na plus! W ciągu 20 – 30 minut
byliśmy z powrotem w Polsce. Jakież było zdziwienie celników, którzy nie
omieszkali zrobić nam drobiazgowej kontroli. Od granicy zaczęliśmy maszerować w
stronę przemyśla, mając ciągle nadzieję, że mimo zmroku, uda się złapać
ostatnią tego dnia okazję, która choć trochę oddali nas od granicy.
nasza ukochana Ukraina...!
strategiczne miejsce na Ukrainie (tutejszy kantor).
Opel kadet – czterech chłopaków w
środku, tuba rozbrzmiewająca muzyką i kierowca, który chyba tydzień temu
odebrał prawo jazdy. Oby je miał! Licznik typu Digital wskazywał po chwili 170
km/h. Przekłamywał? W tle „Manifest” Pono. Słyyyszyyysz?? Modliłem się, gdy
zbliżaliśmy się do przejazdu kolejowego. Modliłem się, by nie jechał pociąg,
później modliłem się byśmy nie wypadli z drogi, kiedy Kadet, niemal wzniósł się
w powietrze wyskakując z przejazdu. Tym razem się udało. Mając miękkie nogi,
poszliśmy w pobliskie łąki by rozbić namiot.
jest i nasze obozowisko...
Golf II . Niedzielny poranek ma to do
siebie, że ruch jest wzmożony, ale samochody są wypełnione rodzinami. Jednak
kierowca starego VW Golfa jechał sam i zabrał nas do samych Mysłowic. Stanowiło
to niemalże 70% całej drogi.
udane zakupy :) (tzw "zestaw ukraiński": 0,5l wódy + coca cola + kubeczek plastikowy x 2)
lekcja życia :)
w drodze powrotnej.
Kiedy
więc brak jest pomysłu na podróż, fundusze są ograniczone, albo nie starcza
czasu, czemu nie wyjść na pobliską drogę i spróbować coś złapać? Kto wie, może
podróż okaże się kolejną udaną przygodą.
AK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz