Była to nasza pierwsza wyprawa.
3 rok studiów, spotkanie w
Łodzi, grono znajomych. W zasadzie z niczego, a może z nadmiaru wolnego czasu,
zrodził się pomysł wycieczki w nieznane. Biorąc poprawkę na ograniczone
fundusze, skupiliśmy uwagę na terenach będących w naszym zasięgu. Austria? Może
Włochy? A może kraje nadbałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia? Podróżując po mapie
nasza uwaga powędrowała na Wschód. Ukraina. Sąsiad. Rozległe tereny, Morze
Czarne, tanie paliwo, czemu by nie Krym?
Mimo początkowego entuzjazmu, naszego
i znajomych, kiedy przyszedł czas na podjęcie konkretnych decyzji, zaczęły się
schody. Potrzebowaliśmy zaledwie dwóch osób. Ci, którzy deklarowali „stu
procentową” gotowość do drogi zaczęli się stopniowo wykruszać - wprost
proporcjonalnie do zbliżającego się terminu wyjazdu. Postanowiliśmy zamieścić
ogłoszenie na gumtree , autostopem.pl, zabieram.pl i jeszcze kilku innych
portalach. Szukamy ludzi chętnych na
wyprawę na Krym, wliczając powrót przez Rumunię, Mołdawię, Węgry, Czechy i
Słowację. Nasz plan na taki mały „Euro-trip” po Wschodzie. Szczęśliwie dla nas
chętni znaleźli się szybko. W dwa tygodnie
była nas czwórka. Gotowi do drogi…
|
Droga na Krym , 2008 |
Dodge Grand Caravan, 1998, sprowadzony z Kanady – nasz
transport. Auto wygodne, paliwo-, w tym przypadku „gazo-żerne”. Właścicielem
jest ojciec Piotrka. Aby jechać na Ukrainę, polecane jest zdobycie dodatkowego
ubezpieczenia i kilku tłumaczeń. Jesteśmy dobrze przygotowani. Wszyscy spotykamy
się w Częstochowie. Koleżanki z ogłoszenia przyjeżdżają punktualnie, nastawione
pozytywnie, chociaż widzimy się po raz pierwszy. Ola i Magda, nigdy Wam tego
nie zapomnimy!
|
Dodge w drodze... |
Ciepła sierpniowa noc, podekscytowanie. Dla wszystkich jest to
coś nowego. Za sobą mamy jedynie podróże organizowane przez szkołę lub
rodziców, nigdy na własną rękę, nigdy tak samodzielnie jak ma być teraz. Ruszamy
w drogę. Z Częstochowy, na Kraków, następnie autostradą i drogą nr 4 w stronę
Ukraińskiej granicy.
|
Na granicy |
O Ukrainie wiedzieliśmy mało. Nie znaliśmy języka i nie
potrafiliśmy czytać cyrylicy. Kłopoty zaczęły się już na granicy, kiedy bariera
językowa położyła nam pod nogi kłody po raz pierwszy. Błąkaliśmy się od okienka
do okienka aby uzyskać potrzebne pieczątki. Urzędnicy nie kwapili się by pomóc
w jakikolwiek sposób. Stojąc obok
mielibyście z nas spory ubaw, słysząc mieszankę polskiego, angielskiego oraz
kilku ukraińsko – rosyjskich zwrotów zaczerpniętych wprost z „rozmówek”.
Granica polsko-ukraińska ma swój klimat. To jak podróż do
poprzedniej epoki. Począwszy od biurokracji, którą trzeba dopełnić, skończywszy
na samochodach i ludziach, którzy granicę chcą przekroczyć. Wraz z nimi
rozmaite ładunki, te legalne i te nie legalne: pralki, lodówki, papierosy,
alkohol, bydło, trzoda, drób…
|
Przejście graniczne Medyka , 2008 |
Kiedy było już po wszystkim, kiedy urzędnik zadał pytania,
które miał zadać (cel podróży, gdzie zamierzamy nocować, podaj adres!), kiedy pogranicznik
wydał to co miał wydać, Ukraina zaczęła szybko sobą czarować. Zabudowa inna niż
w Polsce. W zasadzie wszystko mogłoby się wydawać inne… Drogi, samochody,
ludzie, niekiedy nawet przyroda i niebo.
|
Zaporożec. Częsty widok na ukraińskich drogach. |
|
W drodze. Bezchmurne niebo i wysokie temperatury to znak rozpoznawczy lata w 2008 roku. |
Stopniowo oddaliśmy się od domu
podążając na Wschód, o czym informował nas kompas zamieszczony w suficie
samochodu. Od jakiegoś czasu wskazywał literę E.
Na Ukrainie nie ma wielu dróg i w zasadzie
ciężko się zgubić. Początkowo jednak zaskoczeniem okazała się nawigacja,
ponieważ nazwy miast na mapie były zgoła inne niż te na znakach. Na szczęście
pierwszy szok minął szybko i już po paru chwilach byliśmy w stanie odczytywać nazwy,
z większą lub mniejszą poprawnością. Lwów (Львів), Ternopil (
Тернопіль),
Chmielnicki (
Хмельницький), Winnica (
Вінниця)
– na mapie kilka centymetrów. Samochodem – setki kilometrów, a osiągane
prędkości nie były zawrotne. Dziury na jezdni, Ukraińska Policja (DAI), a w
zasadzie piękno kraju – oto czynniki, które sprzyjały wolnej jeździe. Z resztą,
czy gdzieś nam się spieszyło? Mieliśmy sporo czasu, niemniej jednak cała podróż
była zaplanowana na około dwa tygodnie.
|
Pole słoneczników, okolice Winnicy , 2008 |
|
Zgodnie z założeniami nie mieliśmy założeń. W zasadzie
mieliśmy jedno – Krym, a następnie powrót przez Mołdawię i Rumunię do Polski.
To, gdzie będziemy spać było wszystkim obojętne. Idea, aby wyjazd nie pochłonął
całych oszczędności, zdawała się przyświecać.
|
Andriej (w środku). Jeden z pracowników stacji. |
Pierwsza noc gdzieś w okolicach
Winnicy. Ciepły wieczór.
Stacja
benzynowa nie była miejscem marzeń, ale zmierzch wziął nas z zaskoczenia i nie
było w czym wybierać... Jazda po Ukrainie nocą to duże ryzyko. Światła zdają
się tam być nieobowiązkowe, nawet w nocy. Namioty rozbite tuż za stacją, za
przyzwoleniem pracowników,
którzy dali
szybko się poznać z dobrej strony, pytając z zainteresowaniem czy mogą pomóc,
życząc następnie powodzenia w realizacji naszych celów i kiwając z
niedowierzaniem, co też niesie nas na Krym.
|
Łada , gdzieś w drodze na Krym |
Podziwialiśmy bezkresne pola słoneczników, stepy,
niekończące się odcinki dróg robiły na nas duże wrażenie. A pogoda tego lata
dopisała w stu procentach. Jak się potem dowiedzieliśmy lato 2008 było jednym z
najbardziej suchych na Ukrainie. Uman (
Умань),
Kirovohrad (
Кіровогра́д),
Krzywy Róg (
Кривой Рог).
|
Ternopil i pierwszy mandat |
|
Z Winnicy to 450 km w dość
trudnych warunkach. Kontrola policji kosztowała 20$, które chętniej niż Hrywny
są przyjmowane na Ukrainie. Powód? Nie ma sensu pytać, chłopaki znajdą powód. W
tym momencie należy sprecyzować, że do wykroczeń drogowych skierowana jest
specjalna służba, tzw. DAI (
Derżawtoinspekcija). Nazwa sama
wskazuje o co chodzi.
|
Dniepr, Nowa Kakhovka |
|
Druga noc – okolice Nowej Kakhovki (
Нова
Каховка), kąpiel w
Dnieprze
, a następnie podróż w stronę Heniczeska (
Гені́чеськ) w poszukiwaniu miejsca na obóz. To co się wydarzyło
chyba na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Była godzina 22. Ciemna, ciepła
noc. Miasta i wioski ukraińskie nie są oświetlone tak jak w Polsce. W
samochodzie atmosfera podenerwowania była wyraźnie wyczuwalna. Zmęczenie,
zgubienie drogi, trudność w znalezieniu odpowiedniego miejsca na nocleg –
wszystko to złożyło się na chwilowe pogorszenie nastroju. Postanowiliśmy
skręcić w pierwszą boczną ulicę i zobaczyć co się stanie. Nawet gdyby miało być
kiepsko, nie jedziemy dalej. Po przejechaniu kilkuset metrów dotarliśmy do
końca drogi. W ciemności ukazały nam się ruiny dawnego hotelu.
|
Heniczesk Hotel nocą... |
|
... i w dzień |
|
Wyszliśmy z auta
rozejrzeć się po okolicy. Trudno opisać szok jakiego doznaliśmy, gdy po
przejściu następnych kilkudziesięciu metrów naszym oczom ukazało się morze.
Plaża, woda w świetle księżyca, świeże powietrze – złe emocje, które jeszcze
przed chwilą były naszym udziałem, zniknęły w mgnieniu oka.
Morze Czarne? Ciągle nie dowierzaliśmy, że to
może być to. Próbowaliśmy odszukać na mapie możliwe miejsce naszego pobytu.
Dopiero na drugi dzień, z pomocą lokalnych, dowiedzieliśmy się iż jesteśmy nad
Morzem Azowskim. Niezwykła noc, orzeźwiająca kąpiel, dzika przyroda – próżno
szukać tego widoku na plażach Europy Zachodniej, w bogatych i luksusowych
kurortach.
|
Morze Azowskie, Heniczesk |
|
Do Krymu pozostało niewiele drogi. Na Półwysep wjechaliśmy wąskim przesmykiem
przez Dżankoj (
Джанкой), a dalej już w kierunku miejscowości Sudak(
Судак),
gdzie spędziliśmy dwie noce. Ciekawostka! Toalety na stacjach benzynowych w
soboty były zamknięte. Jakież było zdziwienie naszych współpasażerek!
|
Półwysep krymski , za Dżankojem |
|
Sudak to
malownicze miasteczko nad Morzem Czarnym. Tym razem mieliśmy już pewność, które
morze jest którym. Pokoje (
kwartiry) wynajęte
w prywatnym domku. Dywany na ścianach, ale czyściutko i wszystko do naszej
dyspozycji. Zwiedzanie miasta zaczęło się od przejścia wzdłuż plaży w kierunku
Twierdzy Nowy Świat.
|
Chaos na plaży |
|
Plaża w Sudaku |
|
... i wejście. |
|
Zdziwił nas brak koszy, ogólny chaos, bałagan,
poniewierające się śmieci. Kurort był zaniedbany i lata świetności miał za
sobą. Zaliczyliśmy też Wesołe Miasteczko i kilka lokalnych bazarów z
rozmaitościami wszelakimi. Owoce morza, wodorosty, ryby, ale też stare mundury,
monety, pamiątki po wojnach… Mile zaskoczeni byliśmy jednak lokalną
gościnnością i zwyczajną dobrocią Ukraińców.
Podróż nie zwalniała tempa.
|
Na bazarze... |
|
Rozmaitości |
|
W drodze do Jałty |
Wybrzeżem Krymu jechaliśmy dalej w stronę
Jałty (
Ялта), Sewastopola (
Севастополь),
Symferopola (
Сімферополь) i
Eupatorii (
Євпаторія) zwiedzając po drodze najbardziej
znane zabytki. Pałac Potockich w Liwadii pod Jałą, nieopodal pomnik
architektury jakim jest Jaskółcze Gniazdo.
|
Jaskółcze Gniazdo |
|
Pałac Potockich, miejsce Konferencji Jałtańskiej |
|
Kazik i Wołga. Na szczęście nie czarna. |
Robiliśmy zdjęcia z pomnikami Lenina
i samochodami, w zasadzie pojazdami, których próżno szukać na polskich drogach.
Uwadze nie umknął Sewastopol, gdzie stacjonuje flota rosyjska i Bakczysaraj(
Бахчисарай),
o
którym w sonetach pisał Mickiewicz, a
gdzie znajduje się najważniejszy na Krymie meczet Chan-Dżami, wydrążony w skale
Monastyr Uspieński oraz pałac chanów krymskich.
|
Wjazd do Sewastopola |
|
Monastyr Uspieński |
|
Pałac Chanów 1 |
|
|
Pałac Chanów 2 |
|
Udając się w stronę granicy z Mołdawią, nie mogliśmy nie
odwiedzić Odessy. Po tym byliśmy gotowi by opuścić Ukrainę, jednak ona, wcale
nie chciała zostać przez nas opuszczoną…
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz