Nie wyglądało to dobrze...
Granica
Ukraińsko – Mołdawska w Kuhurchan wydała nam się podejrzana, kiedy czas
oczekiwania na naszą kolej do odprawy przekroczył dwie godziny, a przed nami
nie było już ani jednego samochodu.
Panowie w mundurach z emblematami, których nie potrafiliśmy
zidentyfikować nie byli nastawieni przyjaźnie. Bez zbędnego owijania w bawełnę,
zaproponowali układ: albo płacimy i możemy jechać, albo nie płacimy i wracamy
się przez Odessę do następnego przejścia granicznego, „jedyne” 300km. Nikt z
nas wtedy nie przypuszczał, nie zdawał sobie nawet sprawy, że korumpując owych
urzędników wjeżdżamy do Naddniestrza… –
i tutaj odsyła się bardziej zainteresowanych do źródeł internetowych.
Owe ustrojstwo, jest niezależną republiką,
której autonomię w zasadzie uznaje tylko Abchazja i Osetia Południowa.
Zwolennicy innej teorii nazywają Naddniestrze składem rosyjskiej broni,
ostatnią ostoją komunizmu… państwo w państwie, leżące na pasie szerokim na 15 –
20 km, długim na około 200, ze stolicą w Tyraspolu. Duże wrażenie wywarły na nas grupy
wojskowych stojących na ulicy z Kałasznikowami pod pachą, czujnie obserwujących
każdy nasz ruch. Naddniestrze zdecydowanie nie wpisało się w kanon naszych
ulubionych państw – co więcej, mieliśmy dziwne odczucia, że powinniśmy opuścić
to miejsce jak najszybciej…Przy wyjeździe również szczegółowa kontrola, wiele
pytań: kto? Po co? Dlaczego? Konfiskata paszportów i uczucie niemocy wobec siły
wyższej. Na szczęście 20 amerykańskich dolarów od każdego miało na tyle siły,
by unieść szlaban blokujący nam przejazd.
Krótki wywiad dla lokalnej telewizji |
Wjeżdżając do Mołdawii nie odczuliśmy
dużej różnicy. Może z wyjątkiem tej, że na ulicach nie stali uzbrojeni
żołnierze. Podobnie jak na Ukrainie, drogi słabej jakości, ruch niewielki, czas
jakby płynął tu wolniej. Nawet stolica - Kiszyniów była nacechowana wszystkimi
przymiotnikami, które leżą na drugim krańcu od przymiotnika piękny. Zaniedbana,
porzucona, nijaka.
Milicja. Kiszyniów. |
W centrum budynek Parlamentu, Pomnik Stefana, kilka
samochodów Milicji, biedni, zwyczajni, ale uśmiechnięci ludzie, jakby już
pogodzeni ze swoim losem. Klimat miasta nie chciał w żadnym stopniu nas
zatrzymać.
W drodze |
Zieleń Rumunii |
Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się w stronę Rumunii. Szczęściem
dla nas Mołdawia to mały kraj, na mapie długi, lecz wąski. Nie zajęło nam wiele
czasu przemierzenie jej wszerz i już wieczorem dotarliśmy do granicy. Do
Rumunii jako państwa członkowskiego UE wjechać było już bardzo prosto;
całkowicie inne wrażenia niż te z Naddniestrza.
Rumunia. Kraj mieszanych uczuć,
sprzecznych emocji, wielu plusów jak i minusów. Kolejny raz wspaniała przyroda
– zieleń, dzikość lasów, skały, Karpaty, przełęcze zapierające dech i co
ciekawe bardzo dobra jakość dróg, a przynajmniej te odcinki, które zdołaliśmy
tam przejechać. Nie mogliśmy powiedzieć złego słowa na stan tamtejszych
nawierzchni.
Szarość życia? |
Z drugiej strony bieda, rozsypujące się domostwa i płoty, dzieci
biegające samopas po ulicach i skwerach miast i miasteczek. Częstym środkiem
transportu był tu wóz zaprzęgnięty w konia, a na ulicach należało uważać
nierzadko na stado krów, wracające wieczorową porą z pastwiska. Ktoś w tym
miejscu może zapytać: „ a co z legendarną rumuńską Dacią?”. Już odpowiadamy.
Choć pojazd ten w Polsce lata świetności ma już za sobą, w Rumunii czuje się
świetnie. Widoczna na niemal każdym kroku, jest znakiem rozpoznawczym, ciągle
słusznie kojarzonym z krajem Karpat.
Nie wiemy czy mieli prawo jazdy... |
Sighisoara – miejsce w którym urodził
się słynny Drakula może się podobać. Średniowieczne miasteczko, kilka ciekawych
zabytków: cmentarz ewangelicki, schody, tablica pamiątkowa, która
przypomina zbłąkanemu przechodniowi, że jest we właściwym miejscu, tak, to
tutaj urodził się najsłynniejszy rumuński hrabia czy jak kto woli
najsłynniejszy wampir.
Tutaj urodził się Vlad Dracul Drakula |
Rynek, Sigihsoara |
... w fazie remontu. |
Noce
stawały się chłodniejsze, zwłaszcza te w rumuńskich górach, a my stawaliśmy się
coraz bardziej zmęczeni, rozdrażnieni. Pierwsza podróż, pozwoliła nam jednak
‘dotrzeć się’, poznać wady i zalety, silniejsze i słabsze strony. Przyszłość
pokaże, że krymska wyprawa z 2008 roku, miała znaczeniu kluczowe i tak naprawdę
do ona rozbudziła w nas fascynacje podróżowaniem i zwiedzaniem.
Obóz nie obfitował w luksusy... Niskie temperatury i zmęczenie nie ułatwiały zaśnięcia. |
Przywitaliśmy w
między czasie wrzesień i nadszedł czas by wracać do domu. Po drodze, ale już
bez noclegów, minęliśmy węgierski Tokaj, następnie przez Koszysce, Żylinę i
Bielsko – Białą do domu.
Jak się nie ma co się lubi... |
Pamiętam,
dziwnie było się położyć we własnym łóżku, we własnym domu. Wspomnienia,
jeszcze ciągle tak bardzo żywe wypełniały nasze myśli. Wczoraj jeszcze tak
daleko, dziś znowu u siebie w domach. Jednak byliśmy zupełnie innymi ludźmi niż
dwa tygodnie temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz